Jak wielu naszych największych bohaterów Tadeusz Kościuszko herbu Roch III nie urodził się w pałacu czy zamku, ale w skromnym dworku (na litewskiej Mereczowszczyźnie).
Był czwartym dzieckiem Tekli i Ludwika Tadeusza Kościuszki. Na chrzcie 12 lutego 1746 roku dostał imiona Andrzej Tadeusz Bonawentura. Z czasem wyeksponował drugie imię i takim go znamy.
W dziewiątym roku życia został posłany do pijarskiej szkoły w Lubieszowie. Jego ulubioną książką w latach szkolnych były, czytane po łacinie, "Żywoty sławnych mężów" Neposa.
W roku 1765 powstała w Warszawie Szkoła Rycerska czyli Korpus Kadetów, w poczet których Kościuszko został zaliczony już 18 grudnia tegoż roku. Tu musiał nauczyć się języków obcych, w których wykładali, sprowadzeni przez księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego z Francji i z Niemiec nauczyciele. Od godz. 6.00 do 22.00 rozkład dnia regulował kadetom werbel, wzywający do nauki, ćwiczeń, modlitwy i posiłków. Koledzy przezywali go Szwedem, bo widzieli w nim cechy króla Karola XII, znanego z porywczości i uporu. W licznych pojedynkach z kolegami otrzymał niemało ran.
W 1766 roku dostał patent oficerski, a przed 1770 rokiem miał już stopień kapitana. Wtedy pojechał do Francji na studia, mając królewskie i korpusowe stypendium. Tam do końca wykrystalizowały się jego zainteresowania inżynierią i ekonomią, choć nieobce były mu nauki w Królewskiej Akademii Malarstwa i Rzeźby. W zbiorach muzealnych ceni się do dzisiaj prace Kościuszki i Józefa Orłowskiego ze wspólnego ich pobytu w Paryżu. Wrócił do Rzeczpospolitej już po zawierusze I rozbioru i pacyfikacji Konfederacji Barskiej. W roku 1775 Julian Ursyn Niemcewicz tak go opisał: "Oczy miał duże, smętne, twarz bladą, postać dość przyjemną. Najbardziej uderzył mnie w nim do samego pasa gruby warkocz włosów naturalnych, czarną wstążką obwinionych."
Na ojczystej ziemi znalazł się bez pracy i środków do życia, niebawem skłócony z bratem Józefem i mieszkający po majątkach dalszych krewnych. W ten sposób doszło do spotkania w Sosnowicy z Ludwiką Sosnowską, którą być może już w okresie kadeckim poznał na pensji pani Schmitt. Po odnowieniu znajomości, poprosił o jej rękę, ale dostał czarną polewkę, a ojciec - wojewoda smoleński miał się wyrazić: "Synogarlice nie dla wróbli, a córki magnackie nie dla drobnych szlachetków!" Kościuszko, mimo swej zapalczywości, nie powtarzając błędu Jacka Soplicy, udał się do samego Stanisława Augusta Poniatowskiego, by ten wstawił się za nim, ale gdy król zaczął perswadować mu, że lepiej takie konkury wybić sobie z głowy... Kościuszko posłuchał tym razem kolegów ze szkolnej ławy i powziął zamiar porwania Ludwiki. Jedna wersja podań mówi, że pościg odebrał mu pannę w drodze, inna, że uprzedzony wojewoda wywiózł Ludwikę i wydał czym prędzej za mąż za Józefa Lubomirskiego - wielkiego bogacza.
Plotkowano, że raptus puellae (- gardłowa sprawa) i nieszczęśliwa miłość pchnęły Kościuszkę ku podróży do Ameryki. Józef Wawel Louis zanotował, że w tej podróży Kościuszko przejeżdżał przez Kraków, zatrzymując się w kamienicy Kromerowskiej (obecnie Rynek Główny 45). Podróży morskiej o mało nie przypłacił życiem, ale mimo rozbicia okrętu, dopłynął uczepiony masztu do pobliskiej wyspy. W Filadelfii przedstawił Kongresowi Kontynentalnemu memoriał i został przyjęty do armii Washingtona jako inżynier w randze pułkownika. Tu, w dążeniu do niepodległości Stanów Zjednoczonych, zaprzyjaźnił się z najbardziej poważanymi do dzisiaj bohaterami, a dzięki osobistym zasługom stanął w ich szeregu.
Każdy zafascynowany najsławniejszą akademią wojskową świata w West Point musi wspomnieć autora fortyfikacji tej twierdzy Tadeusza Kościuszkę, który osobiście nadzorował tam prace przez prawie trzy lata. Właśnie stamtąd w liście do swego przełożonego i najbliższego przyjaciela wśród cudzoziemców gen. Horatio Gates'a pisał 3 VIII 1778 roku: "Wierz mi Panie, jeśli nie owładniemy Kanadą, Brytania będzie dla Was źródłem nieustannych kłopotów. Nie powinniście znosić nie tylko jej, lecz w ogóle żadnej obcej potęgi w naszej północnej części Ameryki". Myśl ta zasługuje na wnikliwą uwagę, gdyż brzmi w niej, wyrażona po latach przez prezydenta Monroe doktryna, która stała się głównym wyznacznikiem polityki zagranicznej USA na całe dzieje.
Tymczasem Kościuszko cierpiał trudy wojenne, gdzie tęsknota za bliskimi mu w Ojczyźnie, choroby, nie wypłacanie żołdu przez siedem lat i opieszałość Kongresu w uznawaniu zasług należały do typowego losu i pochodziły z obiektywnych trudności. Doceniany był osobiście przez Washingtona, który np. w listopadzie 1783 roku ofiarował mu liczne prezenty z grawerowanymi dedykacjami. Popierał również promocję Kościuszki na generała, co nastąpiło 30 IX 1783 roku. Przyjęto go także w poczet Towarzystwa Cyncynatów - grona najdostojniejszych kombatantów.
Wracał do Polski w 1784 roku opromieniony chwałą bohatera, wzbogacony wypłatą zaległych żołdów, uhonorowany przydziałem ziemi dla weterana, a przede wszystkim doświadczony w wojnie i przepełniony ideałami wolnościowymi i demokratycznymi. To zapewne w Ameryce doświadczył, jak z rzemieślników i chłopów stworzyć obywateli, walczących za ojczyznę.
Zaraz po przyjeździe do Warszawy uzyskał audiencję u króla, który jednak, słuchając republikańskich wywodów Kościuszki, miał się oddalić bez słowa, obróciwszy się na pięcie. Nie mógł liczyć na wojskowy angaż także wobec faktu, że hetmanem polnym litewskim zastał Józefa Sosnowskiego - ojca Ludwiki. Tadeusz Kościuszko osiadł więc na majątku z dziewięcioma dymami, a sam mieszkał w dworku, dla którego rzeczy stolarskie sam wykonywał. Uprawiał ogród osobiście, co polubił jeszcze w West Point. Żył towarzysko z okoliczną szlachtą i adorował Benedyktę Zaleską.
Hasłem do przebudzenia z tej sielanki było uchwalenie przez Sejm Wielki aukcji wojska na sto tysięcy oraz "Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego" autorstwa St. Staszica. Kościuszko chwycił wpierw za pióro i postulował utworzenie armii obywatelskiej, a w 1790 roku dane mu było dobyć szabli, gdyż otrzymał etat generała-majora w wojsku koronnym. Rad by był jednak choćby piechotą zbiec na Litwę, do swoich. Jego marzenia zostały do pewnego stopnia spełnione, gdyż wobec traktatu Rzeczpospolitej z Prusami i zadrażnienia tym stosunków z Rosją Kościuszko został wysłany ze swoją grupą operacyjną na Wołyń, gdzie z niesfornych żołnierzy stworzył karne jednostki. Tu złożył przysięgę na wierność Konstytucji 3 Maja, której miał niebawem bronić z wielkim poświęceniem.
Tymczasem jednak zakochał się w osiemnastoletniej Tekli Żurowskiej i chociaż listy jego o niewątpliwych walorach literackich, noszone przez Karola Kniaziewicza, zyskały równie gorący odpis to ojciec panny, chorąży żydaczowski widział w Kościuszce chudopachołka i obieżyświata. Szkalowany plotkami Kościuszko wiele energii stracił na prostowanie obmów w okolicy. W końcu dał za wygraną i zwrócił swe zainteresowania ku bardziej życzliwym obiektom uczuć.
Komisja Wojskowa zarządziła manewry oddziałów, w których Kościuszko pozorował ataki na księcia Józefa Poniatowskiego z dobrym skutkiem. W końcu jednak Poniatowski wyznaczony został na dowodzącego dywizją, w której jedną z czterech brygad objął Kościuszko jako pierwszy zastępca Księcia. Gdy 27 kwietnia 1792 roku zawiązano w Petersburgu konfederację, ogłoszoną w Targowicy 14 maja, Kościuszko cierpiał akurat na różę w nodze, ale podjął z powierzoną mu dywizją marsz w kierunku Moskali. Wtenczas Poniatowski nakazał mu połączenie z większymi polskimi siłami. Taki rozkaz ułatwił zwycięstwo pod Zieleńcami, za które Poniatowski otrzymał jako pierwszy order Virtuti Militari, ustanowiony przez króla pod wrażeniem zwycięskiej bitwy. Po kolejnej reorganizacji armii polskiej, podzielono ją na trzy korpusy: ks. Józefa Poniatowskiego - wodza naczelnego, gen. Józefa Wielhorskiego i gen. Tadeusza Kościuszki. W takim stanie zastała ich ofensywa moskiewska pod Dubienką.
Trzeba zaznaczyć, że współpraca Poniatowskiego i Kościuszki nie układała się od początku najlepiej. Mimo obustronnej próby zachowywania pozorów dochodziło do poważnych spięć, w których Kościuszko, czując się starszym i bardziej doświadczonym okazywał dezaprobatę wobec koncepcji przełożonego. Bywało i tak, że wyrażali przeciwne poglądy, a gdy jeden zmienił zdanie wówczas drugi nadal zaprzeczał.
W bitwie pod Dubienką Kościuszko stawiał Moskalom opór samotnie, a Poniatowski nie nadszedł z pomocą, o którą z resztą Kościuszko nie zdecydował się poprosić.
O wielkości i patriotyzmie obu świadczy tym bardziej wspólna decyzja o dymisji z wojska, gdy Stanisław August Poniatowski przystąpił do Targowicy. Król wzywał ich kilkakrotnie na rozmowy do Zamku i Pałacu Łazienkowskiego. Nawet awansował Kościuszkę na generała lejtnanta, co ten przyjął acz z niechęcią. Król rozkazał, aby odprowadził dywizję na dyslokację. Po powrocie do Warszawy doświadczył, jak jego dymisja przysporzyła mu sławy. Pod jego oknami manifestowano poparcie, układano o nim patriotyczne wierszyki, przesyłano mu nawet donacje pieniężne, które odsyłał.
26 sierpnia 1792 roku francuskie Zgromadzenie Prawodawcze nadało m.in. Washingtonowi i Kościuszce tytuły honorowych obywateli Francji. Niebawem chorego gen. Kościuszkę odwiedził w domu sam Stanisław August Poniatowski. Celem wizyty nie była jednak troska o jego zdrowie, ale prośba króla o interwencję wielce popularnego wśród ludu Kościuszki u Szczęsnego Potockiego, by ten jako przywódca Targowicy nie likwidował Virtuti Militari, co mogło obniżyć królewski prestiż. Pomyślne załatwienie sprawy miało być - wedle planów Kościuszki - ostatnim gestem, przed wyjazdem na emigrację. Księżna Izabela Czartoryska zaprosiła go atoli do Sieniawy, gdzie wyprawiła mu huczne imieniny, kreując tym samym na przywództwo planowanego powstania. Równocześnie zaczęto też rozpowszechniać anegdotę jak to Kościuszko pojawił się niespodziewanie w pobliżu stacjonującego w Kraśniku rosyjskiego pułku, co wywołało panikę, a gdy jeden z jegrów wziął go na muszkę, ten przemienił się w kota. Entuzjastycznie traktowany we Lwowie przyjął od mieszczan pięknie zdobioną szablę.
W Zamościu księżna Konstancja z Czartoryskich Zamojska powzięła zamiar wydania swej córki Anny za bohatera spod Dubienki, ale wyperswadował jej to osobisty spowiednik i guwerner jej synów ks. Stanisław Staszic.
Dwór austriacki, zaniepokojony pobytem Kościuszki w zaborze, polecił mu opuścić granice państwa do 12 godzin. Rosjanie chcieli aresztować go, więc nie było rady jak tylko udać się przez Kraków do Lipska, gdzie go oczekiwali spiskowcy.
W Krakowie zatrzymał się na noc 13 grudnia w zajeździe "Pod Opatrznością", gdzie przyjaciele żegnali go pieśnią: "Podróż Twoja nam niemiła..." (Polonez Kościuszki).
Po spotkaniu z Kołłątajem i Potockim w Lipsku pojechał na rozmowy z rewolucjonistami francuskimi w poszukiwaniu wsparcia. Nie mógł wiedzieć, że napotkany w Belgii gen. Charles Dumouriez, któremu zwierzył się, jako instruktorowi konfederatów barskich z planów powstania, niebawem zdradzi kraj i polski spisek na rzecz Prus i Rosji. Rząd francuski nie odpowiedział żadną pomocą na usilne prośby Kościuszki.
Mimo tych porażek Kościuszko widziany był tak przez emigrantów w Saksonii jak i spiskujących w Krakowie i Warszawie jako najlepszy kandydat na wodza planowanego powstania. Decydowała opinia tłumów, dla których sukcesy w wojnie przeciw Moskalom i dymisja tworzyły z Kościuszki postać mężną i nieprzekupną.
Sygnał do powstania dał gen. Antoni Madaliński, który, odmówiwszy przeprowadzenia redukcji swojej brygady kawalerii, ruszył w kierunku Krakowa. Do Kościuszki w Dreźnie spłynęły teraz liczne listy, wzywające go wodzostwa.
Wykorzystując wyjście oddziałów rosyjskich z Krakowa, Kościuszki przybył tu 23 marca wieczorem. Nazajutrz o 9.00 w kościele OO. Kapucynów uczestniczył we Mszy św., po której ślubował w Domku Loretańskim, że gotów oddać życie w obronie ojczyzny. Ok. godz. 10.00 w obecności wojska, kongregacji kupieckiej i cechów z chorągwiami, duchowieństwa oraz rzesz entuzjastycznie nastawionego ludu złożył przysięgę na Rynku "w obliczu Boga całemu narodowi Polskiemu", że jako naczelnik powstania "powierzonej władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyje, lecz jedynie dla obrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będzie".
Autorem Aktu powstania był Hugo Kołłątaj (szara eminencja ruchu wolnościowego), zaś sekundował Naczelnikowi prezydent Krakowa Filip Lichocki, który - jako targowiczanin - obawiał się stryczka.
Kościuszko zainstalował swą kwaterę w Szarej Kamienicy przy Rynku Głównym. Za główny cel wyznaczył sobie rozniesienie powstańczego ognia na wszystkie ziemie Rzeczpospolitej, ale póki co, neutralizując Austriaków, zapewnił o zamrożeniu granicy. Do niego zaś napływali ochotnicy wszystkich stanów, a liczni składali ofiary pieniężne dla insurekcji (np. flisacy z Czernichowa zasłynęli z ofiarowania swych wszystkich oszczędności). Teraz od Kościuszki zależał charakter powstania, a dylemat wykorzystania najniższych stanów pogłębiało podobieństwo do rządów jakobińskich we Francji. Tego Naczelnik nie chciał, więc nawet nie zgodził się na hasła francuskie "Równość" i "Braterstwo", a zarządził "Wolność, Całość, Niepodległość". Mimo to Czartoryscy popierali go hojnie, ale nieoficjalnie.
Wśród społeczno-politycznych rozterek zastała go wiadomość o koncentrycznym marszu Moskali na Kraków. Zadecydował wyjść im naprzeciw, zanim się połączą.
Bitwa pod Racławicami 4 IV 1794 roku to kościuszkowski symbol, sława i legenda. Tu objawił się jego geniusz i błyskotliwość jak również wojskowa fachowość. To również niebezpieczny mit, określony sloganem "z kosami na harmaty", który stawia nas w rzędzie niepoprawnych romantyków, podczas gdy decyzja Kościuszki o uzbrojeniu chłopów w kosy była posunięciem osadzonym w realiach, a co najważniejsze skutecznym. By nie dopuścić do połączenia się oddziałów Tormasowa z Denisowem ruszył ku temu pierwszemu i pod Racławicami spotkali się. Tu okazało się w praktyce, to co Kościuszko wiedział doskonale, że chłopi uzbrojeni w kosy, osadzone na sztorc są przerażający w starciu z rosyjską osłoną armat, a te nie wystrzelą więcej niż raz, gdy chłopi przebiegną odległość ok. dwóch kilometrów. Tak się stało. Na rozkaz Kościuszki; "Zabrać mi chłopcy te armaty! Bóg i Ojczyzna! Naprzód wiara!" ruszyli pędem i nie dopuścili do drugiego wystrzału, jak sławny Wojciech Bartosz z Rzędowic, który zgasił lont własną czapką. Nie znając pardonu wzbudzili niesłychaną panikę u jegrów i parli kiereszując ich nie do poznania, tak że mimo zupełnego zwycięstwa naliczono tylko dwudziestu dwóch jeńców. Bitwa - mimo nikłego znaczenia militarnego - była sukcesem propagandowym nie do przecenienia, wzbudzającym popłoch Rosjan w Warszawie zaraz na wieść o klęsce, a wykorzystywanym przez Polaków do dziś.
7 IV 1794 roku nastąpił triumfalny wjazd żołnierzy Kościuszki do Krakowa. Wieźli 12 zdobycznych armat. Nazajutrz przybył Kościuszko, ubrany w chłopską sukmanę i powiódł swych podkomendnych na Wawel, by w katedrze awansować najdzielniejszych kosynierów. Wysłał też list polecający do dziedzica Rzędowic, kniazia Antoniego Szujskiego, by ulżył pańszczyźnie Bartosza Głowackiego. Było to przemyślane posunięcie, bo Szujski uwolnił Bartosza od wszelkich obciążeń, dał mu zagrodę na własność i obdarował jego rodzinę. Te gesty miały być zapowiedzią dla wszystkich chłopów, którzy z nadzieją przyłączą się do insurekcji. W tym też duchu wydał 7 maja Uniwersał połaniecki, wzywając chłopów i obiecując zwolnienie od pańszczyzny i uwłaszczenie. To już nie było w smak całej szlachcie. Uzbrojenie chłopów i choćby niewielka zmiana ustroju społeczno-ekonomicznego na wsi - to był według niektórych dziedziców zamach na wolności szlacheckie.
Mimo rozniesienia się powstania m.in. na Warszawę i Wilno, a następnie postępujących klęsk, do końca nie umilkły swary, czy rzemieślnicy i chłopi mogą walczyć obok szlachty i czy Kościuszko nie powinien wpierw aresztować jakobinów. Naczelnik zaś godził zwaśnionych, reformował powstańców, wnikliwie czytał liczne pisma do niego przez lud kierowane i karał swawolników.
Pierścień rosyjsko-pruskich wojsk wokół Warszawy zacieśniał się. W tej sytuacji lud wystąpił na ulice i samowolnie zaczął karać zdrajców. Tu Kościuszko zareagował zdecydowanie, karząc prowodyrów śmiercią. Szedł prostą drogą pomiędzy ciągłymi namowami, by przystał do jakobinów lub wziął stronę króla. Nie okazywał królowi wzgardy ani nie dozwalał wziąć góry emocjom. O niego rozbijały się wygórowane ambicje, plotki i intrygi. Może wówczas nie raz by wolał ogień wojenny niż deszcz obłudnych pochwał, których mu nie szczędzono dla awansów.
Tymczasem Katarzyna II wysłała przeciw Kościuszce swego najlepszego wodza Aleksandra Suworowa, wiodącego 12 tys. żołnierzy i 39 armat. W przypadku połączenia z 14 tys. korpusem Fersena była by to siła miażdżąca powstanie. Kościuszko ruszył przeciw Fersenowi, mając o połowę mniej żołnierzy niż on. Klęska pod Maciejowicami przypieczętowała los insurekcji. Kościuszko, uchodząc przed kozackim pościgiem, upadłszy z konia, chciał nie dać się wziąć żywcem. Włożywszy więc pistolet do ust próbował odebrać sobie życie. Pistolet nie wypalił, a Kościuszkę dosięgły wrogie spisy. Ranny, odarty został z kosztowności, butów i ubrania przez nieświadomych, kogo wzięli do niewoli kozaków. Nad leżącym pastwili się, a cięcie niejakiego Łysenki pałaszem przez głowę odebrało mu wreszcie świadomość.
Tak leżącego rozpoznał Fersen, objeżdżający pole po bitwie w towarzystwie jeńca, który służył do identyfikacji poległych i rannych. Łysenko za rzekome wzięcie do niewoli Kościuszki dostał awans i łupy, a Fersen urządził nazajutrz ucztę na sto osób, gdzie suto zastawił stoły zrabowanymi w okolicznych dworach specjałami. Wznosił przy tym toasty za zdrowie pojmanych generałów. Gdy okazało się, że Łysenko postąpił podle, odebrał mu nagrody, a z wieścią o zwycięstwie posłał do Petersbugra swojego bratanka.
Gdy Rosjanie ucztowali, a Kościuszko leżał bez ducha, lud Warszawy na wieść o jego uwięzieniu ruszył w sile 20 tys. pod Maciejowice. Dopiero pod Jeziorną wyperswadowano spontanicznemu tłumowi, że taki pochód może zakończyć się tylko masakrą. Takiej masakry ludności cywilnej i tak dokonał Suworow po zdobyciu Warszawy 4 listopada. Podobno on sam biegał pijany po ulicy, trzymając za szyje kilka gęsi i wołając ironicznie: "Niech chociaż one przeżyją!"
Kościuszko dochodził do zdrowia i w obronie honoru oficerskiego surowo odniósł się do zbiegłych z niewoli polskich oficerów, trzymanych wyłącznie "na słowo". Sam spędził w niewoli dwa i pół roku, dręczony i przesłuchiwany m.in. na okoliczność "zrabowania skarbca na Wawelu", za co Prusacy próbowali zrzucić odpowiedzialność na Kościuszkę.
Naczelnika insurekcji uwolnił dopiero car Paweł I, który po śmierci Katarzyny II mógł wreszcie - jak do dziś niektórzy upraszczają - robić wszystko wbrew jej woli. W rzeczywistości postąpił jeszcze chytrzej niż jego matka. Uwalniając Kościuszkę, dawał mu tysiąc rosyjskich poddanych i szantażował, że jeżeli ten złoży wiernopoddańczą przysięgę to amnestią obejmie 20 tys. więźniów polskich (w tym 14 tys. zesłanych na Syberię). Kościuszko przejrzał plany skompromitowania swej osoby w najważniejszych swych poglądach społecznych i składając przysięgę dla ratowania współbraci poprosił równocześnie o zamianę prezentu w postaci chłopów na 60 tys. rubli. Część pieniędzy posłużyła mu na drugi wyjazd do Ameryki. Po kurtuazyjnej wizycie w prywatnych apartamentach cara i wymianie licznych sentymentalnych prezencików, po obietnicach częstej wymiany korespondencji i grzeczności pożegnali się czule.
Kościuszko wraz z Niemcewiczem 19 XII 1796 roku ruszyli w długą drogę. W lutym ujrzeli port w Filadelfii. Witany entuzjastycznie przez tłumy i serdecznie przez dawnych towarzyszy broni z wojny o niepodległość (George'a Washingtona, ówczesnego prezydenta John'a Adamsa, ówczesnego wiceprezydenta Thomas'a Jeffersona i in.), ale także np. przez wodza indiańskiego Małego Żółwia, który dał mu tomahowk, a sam przymówił się o okulary. Obdarowany miał wykrzyknąć: "Dałeś mi nowe oczy!" Dziwny był też los prezentów od cara. Futro, które Kościuszko ofiarował Jeffersonowi uwiecznił na portrecie Rembrandt Peale, a futrzane buty dostał syn francuskiego króla Ludwika Filipa.
Nie zabawił jednak długo w Ameryce. Wyjechał do Francji, gdzie polscy emigranci prowadzili negocjacje z Dyrektoriatem odnośnie utworzenia Legionów. Mimo wszelkich przejawów życzliwości, nie traktowano go jako partnera, a Charles Talleyrand faktycznie go lekceważył. Kościuszko dał się początkowo nabrać przebiegłym politykom, ale później tym bardziej bezkompromisowo traktował wszelkie zachęty do posłużenia się jego autorytetem w wykorzystywaniu Polaków w napoleońskich wojnach. Taką postawą Kościuszki można wytłumaczyć wykreowanie Dąbrowskiego na legionowego wodza.
Kościuszko krytykował alianse z Francją, pokazywał własną drogę ku wolności (inspirował m.in. treść broszury Pawlikowskiego "Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość?" i pomógł ją sfinansować). O ile nie ufał nigdy Francuzom, a szczególnie Napoleonowi Bonaparte, o tyle darzył permanentną sympatią polskich żołnierzy, którzy odwzajemniali uczucia, czego dowodem było np. zawiezienie mu przez Kniaziewicza szabli Jana III Sobieskiego (zdobytą na Kara Mustafie o posłaną papieżowi), z którą się do 1817 roku nie rozstawał.
Od 1801 roku mieszkał Kościuszko u szwajcarskiego dyplomaty Franciszka Zeltnera, z którym złączyła go dozgonna przyjaźń. Nie ustawały naciski i próby wykorzystania Kościuszki przez Napoleona, a nawet nadużywano jego nazwiska w propagandzie antypruskiej i antyrosyjskiej, on zaś - jak książę Adam Jerzy Czartoryski sympatyzował z carem Aleksandrem. Pisał do niego 9 IV 1814 roku: "Najjaśniejszy Panie! Jeśli z mojego cichego zakątka ośmielam się zanieść prośbę do wielkiego monarchy, wielkiego wodza, a przede wszystkim do opiekuna ludzkości, to dlatego, iż znane mi są dobrze jego szlachetność i wspaniałomyślność. Upraszam Cię o trzy łaski: Pierwszą jest, abyś udzielił amnestię ogólną dla Polaków bez wszelkich zastrzeżeń, a włościanie rozproszeni w krajach obcych, aby uważani byli za wolnych, gdy wrócą pod strzech swoje. Druga, abyś Wasza Ces. Mość ogłosił się królem polskim z konstytucją wolną, zbliżoną do angielskiej, i abyś kazał urządzić szkoły na koszt rządu dla nauczania włościan, aby niewola ich była zniesiona w ciągu lat dziesięciu i aby używali oni swojego imienia z prawem zupełnej własności. (...)" - Taki był program polityczny i społeczny Kościuszki, do realizacji którego nie zawahał się szermować swoim imieniem i autorytetem przy akompaniamencie złowrogich pomruków nieprzejednanych. Czas pokazał, że Aleksander I na Kongresie Wiedeńskim przychylił się do postulatów Kościuszki po części - uznał się królem, ale w ślad za tym nie poszły reformy. To było najgorsze rozwiązanie.
W 1815 roku Kościuszko, nie będąc jeszcze świadom perfidii cara, mimo złego stanu zdrowia popędził co koń wyskoczy do Aleksandra, przebywającego w Wiedniu, by mu upaść do nóg w podziękowaniu za realizację próśb. Nawet doświadczywszy pierwszych dowodów cynizmu nowego króla Polski darzył go sympatią aż do śmierci, która nastąpiła niebawem.
Zmarł w Solurze, w domu Zeltnerów 15 października 1817 roku. Jego życie było bogate w emocje. Doświadczył rozmaitych sytuacji: w tym triumfu i upadku. Zawiódł się na tak wielu ludziach, doznał tylu przeciwności, niesłusznych obmów i intryg, a kiedy indziej uwielbienia i niespodziewanej pomocy, że w swych 71 latach życia doznał więcej niż większość nawet tych, których wymienia się w podręcznikach historii. W świetle wiadomości o nim jawi się jako postać bardzo nam bliska ze swymi wadami i słabościami, ale mogąca pozostać wzorem w miłości Ojczyzny.
Dostrzegli to jemu współcześni i gdy jedni wielbili go za patriotyzm, inni szkodzili, zazdroszcząc, to jeszcze inni wykorzystywali jego imię dla Ojczyzny, bo historia Kościuszki - jego sława i legenda jest znacznie dłuższa niż jego życie, a miejmy nadzieję trwać będzie wiecznie na wzór Polakom i dla dobra Polski.
|